Komputerka Raspberry Pi nie trzeba przedstawiać, znają go wszyscy zainteresowani systemami wbudowanymi. W trakcie zawirowań związanych z problemami na rynku podzespołów reputacja Raspberry znacznie ucierpiała. Szczególnie mocno braki zaopatrzeniowe odczuli projektanci stosujący komercyjnie wersje Raspberry Pi, w tym Compute Module CM3+ i w mniejszym stopniu CM4. Brak jakiejkolwiek informacji ze strony fundacji o czasach dostaw, możliwych zamiennikach poważnie zachwiała zaufanie wiarygodnego do tej pory partnera. Sporo komercyjnych projektów albo skupiło się na poszukiwaniu rozwiązań dostępnych, albo niestety zakończyło się porażką. Co ciekawe, konkurencyjne platformy, np. Banana Pi lub SBC na bazie rozwiązań NXP (iMX6, iMX8), były dostępne czasem nawet bezpośrednio z magazynu lub z dłuższym, ale w miarę pewnym terminem dostawy. Sytuacja ta zmieniła nieco układ sił na rynku i Raspberry Pi, pomimo że ma grono wiernych fanów, będzie musiało zawalczyć o utraconych klientów (szczególnie tych „For Industry”). Co może być o tyle trudne, że namówić kogoś do poniesienia kosztów przeprojektowania urządzenia i oprogramowania po raz trzeci, będzie wymagało niezwykłych umiejętności lub ponadprzeciętnych zalet RPi 5.
To nie jest wymarzony start...
Nowe Raspberry Pi 5 zalicza wpadkę logistyczną od razu na starcie. Po ogłoszeniu premiery pod koniec września wraz z rozpoczęciem akcji zbierania zamówień, z terminem realizacji ustalonym na przełomie października i listopada, dostawy opóźniły się o prawie dwa tygodnie. Efekt jest taki, że kończy się powoli listopad, artykuł miał być już dawno napisany, a ja dalej nie mam swojego Pi 5 8 GB i nie wiadomo, kiedy go otrzymam. Mam nadzieję, że sytuacja nie będzie tak dramatyczna jak w przypadku CM3+, na które czekam już drugi rok… Na całe szczęście swój egzemplarz z pamięcią 4 GB, bo takie są tylko aktualnie dostępne, do testów użyczyła mi firma Kamami. Pewnie jak to ma miejsce od dłuższego czasu na rynku sprzętu fotograficznego, pojawią się tłumaczenia, że zainteresowanie przerosło oczekiwania producenta, a sarkastycznie podsumowując, mieliśmy jeden prototyp, a spłynęły dwa zamówienia… to nie jest wymarzony start nowego Pi 5.
Wersje i akcesoria
Wygląd płytki w wersji 5 pokazano na fotografii 1. Jak zwykle w komplecie, zapakowanym w skromny kartonik, znajduje się tylko płytka komputerka i instrukcja bezpieczeństwa. Raspberry Pi 5 dostępne są w dwóch konfiguracjach różniących się rozmiarem pamięci RAM 4 GB lub 8 GB. Rzutuje to bezpośrednio na cenę wynoszącą odpowiednio 60 $ i 80 $ (bez podatków lokalnych).
W krajowej dystrybucji ceny kształtują się w okolicach 340 PLN za wersję 4 GB i 450 PLN za wersję 8 GB. Równocześnie z RPi 5 do sprzedaży wprowadzono zasilacz USBC PD 27 W dostępny w wersji białej i czarnej, zestaw aktywnego chłodzenia, czyli radiator z wentylatorem oraz obudowę na razie w kolorze czerwono-białym, fabrycznie dostosowaną do aktywnego chłodzenia (fotografia 2). Cena za kompletny zestaw z kartą SD wynosi więc ok. 500 PLN za wersję 4 GB i ponad 600 PLN za wersję 8 GB, nie jest to mało, jeżeli przywołać premierę pierwszego Pi oferowanego bez akcesoriów za 20 $. W zapowiedziach fundacji pojawiła się informacja o opracowaniu i w wprowadzeniu do sprzedaży w najbliższym czasie dwóch nakładek, pierwsza to PoE+ HAT, druga to interfejs dysku M2, zdjęcia prototypów można odszukać w sieci. Obie nakładki mogą cieszyć się powodzeniem, bo znacząco ułatwią zastosowanie RPi 5 przykładowo w domowych systemach NAS.
Parametry i specyfikacja
Najłatwiej zapoznać się z możliwościami RPi 5, porównując parametry do poprzednika. Tabela 1 zawiera zestawienie różnic pomiędzy wersjami. Zmiany w nowej wersji dotyczą zarówno zwiększenia wydajności, jak i szczegółów mechanicznych płytki. Raspberry Pi 5 otrzymało nowy procesor BCM2712 wyposażony w cztery 64-bitowe rdzenie Cortex-A76 taktowane zegarem 2,4 GHz, współpracujące z pamięcią LPDDR4. Zgodnie z zapewnieniami fundacji w „typowych” zastosowaniach ma podnieść to wydajność ponad dwukrotnie. Osobiście dziwię się fundacji, dlaczego „w lewym dolnym” narożniku struktury BCM2712 nie umieściła procesora RP2040 wspomagającego sprzętowe operacje „niskopoziomowe”, analogicznie jak to robi NXP w linii iMX8 oraz modnej obecnie integracji koprocesora AI. Wiadomo, że nie są to trywialne aplikacje, fundacja niesie jednak kaganek oświaty, a po takich zmianach i odpowiednim wsparciu programowym na pewno zaświeciłby on jaśniej…
Za grafikę odpowiada VPU Videocore VII taktowany z częstotliwością 1 GHz. VPU pozbawiony został sprzętowego wsparcia kodowania wideo, wspiera tylko sprzętowe dekodowanie HEVC, należy więc sprawdzić, czy zwiększona moc obliczeniowa wystarczy w naszej aplikacji do programowej kompresji wideo.
W dalszym ciągu jako wyjścia monitorów zastosowane są dwa gniazda micro HDMI. Są one wyjątkowo nietrwałe i podatne na uszkodzenia mechaniczne, co już nie raz zostało fundacji wytknięte. Sporo osób, w tym i ja, wolałoby zastosowanie gniazd lub przynajmniej jednego pełnowymiarowego HDMI, miejsce na to jest, a płytka i tak jest niezgodna z poprzednimi wersjami obudów. Nie wspominając już o wyprowadzeniu interfejsu LVDS do bezpośredniego podłączenia matryc LCD, nie jest to może rozwiązanie najnowsze, ale w dalszym ciągu bardzo popularne, w przeciwieństwie do DSI (no może oprócz wyświetlaczy smartfonów).
Jeżeli nowsza wersja miała być rzeczywiście rozwojowa, to warto było przewidzieć przynajmniej jeden port USBC-Display Port. Aktualnie zastosowane rozwiązanie wymaga przewodu microHDMI/HDMI, który w zasadzie oprócz Pi 5 i kilku modeli aparatów cyfrowych nie jest specjalnie rozpowszechniony.
Zastosowanie adaptera pełnowymiarowego HDMI też nie jest proste, bo gniazda są zbyt blisko siebie i typowy adapter oczywiście nie pasuje, bo jest zbyt szeroki. Pomijam już fakt ciężaru adaptera z wtykiem HDMI i siły, z jaką napiera na delikatne gniazdo. Można oczywiście zakupić oryginalną elegancką przejściówkę, ale to kolejne wydane kilkanaście złotych i niepotrzebne mnożenie bytów, a każdy ma jakieś przewody HDMI.
Konkurencja wpadła na banalne rozwiązanie wymuszone także oszczędnością miejsca i stosuje z powodzeniem pionowe pełnowymiarowe złącza HDMI. Nieunikniona wtedy kolizja nakładek HAT z pionowym HDMI jest mało istotna, bo wysokość złącza HAT i tak jest zawsze niedopasowana do typowych wtyków IDC40, więc przynajmniej osoby nieużywające HAT byłyby zadowolone.
Wracając do interfejsu CSI/DSI, teraz oba kanały obsługują kamerę i wyświetlacz. Ze względu na brak miejsca na płytce zmienione zostały typy gniazd, więc musimy dokupić kolejny adapter. RPi 5 pozbawione jest gniazda jack, na które wyprowadzony był sygnał audio i Composite Video. W nowej wersji audio dostępne jest przez HDMI lub I²S, a dla osób korzystających z wyjścia Composite pozostawiono miejsce na wlutowanie złącza SIP2 oznaczonego VID.
Moc i temperatura
Oczywiście wzrost wydajności CPU/VPU okupiony został zwiększonym poborem mocy i wysoką temperaturą procesora, która wymusiła zaprojektowanie aktywnego układu chłodzenia oraz zasilacza o zwiększonej z 15 W do 27 W mocy. Wygląd oficjalnego systemu aktywnego chłodzenia pokazano na fotografii 3. Pod dumną nazwą aktywne chłodzenie kryje się radiator z wentylatorem. Układ podłączony jest do gniazda FAN. Silnik wentylatora zasilany jest napięciem 5 V i sterowany sygnałem PWM, ma wbudowany impulsator potwierdzający obroty wirnika.
Radiator w swojej dolnej części wyposażony jest fabrycznie w podkładki termiczne zapewniające lepszy przepływ ciepła pomiędzy radiatorem a schładzanymi elementami. Mocowanie zestawu jest „beznarzędziowe”, wystarczy tylko odpowiednio wypozycjonować radiator i zatrzasnąć kołki w odpowiednich otworach płyty głównej. Kołki są dosyć delikatne i kruche, więc należy zwrócić uwagę przy ewentualnym demontażu, o czym wspomina dokumentacja.
Jak wykazały pierwsze dni użytkowania RPi 5, pomimo zapewnień, że w „typowych” aplikacjach Pi 5 chłodzenie nie jest wymagane, a moje widocznie nietypowe aplikacje jak najbardziej domagają się jego zastosowania. Podczas pracy w dwóch konfiguracjach pierwsza, wykorzystująca tylko konsolę przez SSH (obraz 2023-10-10-raspios-bookworm-arm64-lite.img) i niezbyt wymagające programy sterujące, procesor RPi 5 nagrzewał się do temperatury ok. 52°C przy temperaturze otoczenia ok. 20°C, druga pracująca w środowisku graficznym (obraz 2023-10-10-raspios-bookworm-arm64-full.img) podczas odtwarzania filmu 4K rozgrzewała procesor do 84°C w tych samych warunkach. To już temperatura stanowczo zbyt wysoka, więc pomimo braku zaleceń z fundacji proponuję przy zakupie RPi 5 od razu zaopatrzyć się w aktywne chłodzenie. Jest wysoce prawdopodobne, że „nietypowe” zastosowania mocno rozgrzeją procesor.
Możliwie jest też wykonanie chłodzenia we własnym zakresie i zasilanie wentylatora z 5 V GPIO lub ze złącza FAN (pasujący wtyk JST SHR-04V-S-B) albo przerobionym przewodem z systemu QWiiC. Kultura pracy oryginalnego aktywnego zestawu jest zadowalająca, nie jest zbyt głośny, pracuje płynnie i skutecznie schładza procesor, jedynie na najwyższych obrotach słychać wyraźny jednostajny szum. Uwagę można mieć do mocowania wentylatora, jest przymocowany tylko w trzech punktach na dystansach i przykręcony śrubami z wypukłym łbem, dodatkowo zwiększającymi wysokość rozwiązania. Wirnik wentylatora jest odsłonięty, trzeba więc uważać, aby go przypadkowo nie dotknąć, przydałaby się perforacja chroniąca wentylator.
Nie przemyślano chyba do końca obiegu powietrza chłodzącego. Sam wentylator i płetwy radiatora są odsunięte od procesora, czyli najbardziej nagrzewającego się elementu. Wolałbym, zamiast logo fundacji mieć w tym miejscu jeszcze trochę aluminium wspomagającego chłodzenie, a samo logo bez problemu zmieściłoby się na blasze wentylatora. Wydaje się, że dodatkowe odsunięcie wentylatora od pełnej blachy podstawy jest gwarancją na nieefektywną cyrkulację powietrza, część ogrzanego powietrza wróci do wentylatora i mniej skutecznie będzie chłodzić procesor.
Problematyczne jest ustawienie grzebienia radiatora szerokim bokiem do wylotu powietrza, to utrudnia jego przepływ. Można było, stosując te same elementy, skuteczniej chłodzić procesor, nieco zmieniając ich ułożenie. Podpatrując, jak jest to rozwiązanie w laptopach, zdecydować się na ukierunkowany przepływ powietrza chłodzącego, przykładowo czerpiąc je od strony karty SD, a wywiewając je po stronie złączy USB i Ethernet.
Niestety aktywne chłodzenie, pomimo że nie zasłania bezpośrednio żadnego ze złączy, to skutecznie utrudnia korzystanie z GPIO. Nie jest to problem, który dotknie wszystkich użytkowników. Stosujący RPi 5 bez rozszerzeń HAT mogą spać spokojnie, pozostali natomiast zmuszeni będą do przelutowania złączy w nakładkach na wersje z co najmniej podwójnym dystansem (fotografia 4). To spora niedoróbka, bo skoro radiator jest zaprojektowany od podstaw, to można było przemyśleć jego konstrukcję, zapewniając maksymalną skuteczność oraz gwarantując zgodność z większością zastosowań. Warto więc poczekać na alternatywne rozwiązania, szczególnie sprawdzone w użyciu przez fanów od przetaktowywania procesora.
Zasilanie
Nowy zasilacz Raspberry Pi 27 W USB-C Power Supply przeznaczony do zasilania Raspberry Pi 5 pokazano na fotografii 5. Zasilacz dostępny jest kolorze białym i w najbliższej przyszłości czarnym. Oczywiście nie cała moc nowego zasilacza jest konsumowana przez wydajniejsze CPU. Jeżeli mamy zasilacz USBC 15 W z RPi 4, jego wydajność jest zbyt mała, by pokryć zapotrzebowanie przy użyciu wszystkich możliwości połączeniowych płytki, szczególnie gdy aktywnie używamy USB3.0 i zewnętrznych dysków.
Podłączenie nieoryginalnego zasilacza jest wykrywane i sygnalizowane odpowiednim ostrzeżeniem w systemie operacyjnym. Na szczęście nic nie jest wyłączane lub blokowane, rozsądne obciążanie zasilania pozostawiono użytkownikowi. Współpraca z ładowarką i zasilaczem 5 V/3 A jest oczywiście możliwa, o ile pamiętamy o ograniczeniu poboru prądu przez urządzenia zewnętrzne. Nowy zasilacz wykonany jest w formie wtyczkowej i występuje w kilku wersjach dostosowanych do standardu gniazd zasilających. Niestety, co dla mnie jest poważną wadą, zastosowany podobnie jak w poprzedniej wersji przewód jest montowany na stałe, co skraca żywotność zasilacza, gdy często manewrujemy zasilaniem. Przewód jest dosyć sztywny, łatwo skręca się i w końcu uszkadza. Zdecydowanie wolałbym rozwiązanie z osobnym kablem, jak to jest stosowane w tysiącach ładowarek do smartfonów. Nie jestem też w stanie zrozumieć, dlaczego Pi nie może być wyposażone w standardowe złącze DC5,5 lub ARK i szerszy zakres akceptowanego zasilania.
Co skłoniło mnie do zakupu zasilacza dedykowanego? Tylko jedna rzecz – nieczęsto spotykany tryb PD 5,1 V/5 A. Jest to swoiste kuriozum RPi 5 w czasach, gdy oszczędność energii jest istotna, zamiast zastosować podniesione napięcie do 15...20 V, zmniejszając straty w przewodach i w samym złączu USBC, analogicznie jak jest to zrobione w PoE lub w nowym standardzie PD3.1, gdzie dopuszczana jest moc maksymalna 240 W przy napięciu 48 V. W RPi 5 stosuje się względnie niskie napięcie 5 V i duży prąd, chociaż sam zasilacz obsługuje napięcia do 15 V, co pozwala go używać także w innych zastosowaniach.
Warto zwrócić uwagę, że rezystancja styku VCC/GND według dokumentacji może wynosić do 40 mΩ, a przy 5 A obciążenia złącze pracuje na granicznych parametrach. Pomijam już fakt, że praktycznie każdy ma jakąś porządną ładowarkę USBC-PD, która z powodzeniem mogłaby zasilać RPi 5, bez konieczności generowania kolejnych niepotrzebnych urządzeń, docelowo zasilających sterty elektrośmieci. Jedynym usprawiedliwieniem oficjalnego zasilacza jest chęć uproszczenia obwodu zasilania RPi 5, które ze względu na napięcie 5 V, niezbędne dla złącza GPIO oraz złączy USB, eliminuje z konstrukcji jedną przetwornicę obniżającą.
Dużym plusem jest zmiana konstrukcji mechanicznej obudowy, nowy zasilacz przynajmniej w wersji EU zajmuje tylko jedno gniazdo w przedłużaczu lub podwójnym gnieździe. Wersja dla RPi 4 była nieco szersza i blokowała sąsiadujące gniazda i tu należy się pochwała za usunięcie tej bardzo uciążliwej wady.
Wracając do płytki, w obwodach zasilania zastosowano specjalizowany menedżer zasilania PMIC typu DA9091 firmy Renesas. Niestety nie jest dostępna dokumentacja układu, ale można założyć, że zawiera kilka sterowanych przez I²C lub SMBus przetwornic obniżających oraz regulatorów LDO zapewniających zasilanie układów RPi 5. PMIC najprawdopodobniej obsługuje też dodany wreszcie sprzętowy przycisk zasilania i diodę sygnalizującą jego stan.
Dodatkowo układ DA9091 ma zegar RTC z podtrzymaniem zasilania. Do podłączenia zewnętrznego ogniwa służy złącze BAT. Dostępny jest oficjalny akumulator w cenie ok. 30 PLN, którego wygląd pokazano na fotografii 6.
Oczywiście możliwe jest wykonanie podtrzymania we własnym zakresie, poprzez podłączenie ogniwa 3 V do złącza BAT (pasujący wtyk JST SHR-02V-S-B). Należy jednak zwrócić uwagę, że obwód podtrzymania RTC wyposażony jest w ładowarkę (domyślnie wyłączoną), którą należy skonfigurować w systemie operacyjnym, aby zapobiec sytuacji, w której ładujemy baterię nieprzystosowaną do ładowania. Ustalenie napięcia 3 V w pliku /boot/firmware/config.txt odbywa się poprzez parametr:
Rekomendowane zamiast baterii są ogniwa ładowalne typu ML-20xx/VL20xx Panasonic. Analizując otoczenie PMIC, zaciekawiło mnie umieszczenie kwarcu (prawdopodobnie) taktującego RTC bezpośrednio pod padem termicznym PMIC, ciekawe, jakie to będzie miało odbicie w stabilności odmierzanego czasu?
Zasilanie RPi 5 jest dosyć rozbudowane, aby sprawdzić, jak kształtuje się pobór prądu w identycznych warunkach, zastosowano miernik mocy USB. W przypadku pracy w konsoli w trybie tekstowym przez SSH pobór mocy zawierał się w granicach 3...3,5 W, przy pracy w środowisku graficznym i odtwarzaniu filmu 4K wzrósł do ok. 8,5 W. Ciekawostką jest, że RPi 5, po podłączeniu do zasilania, nawet gdy jest wyłączone, pobiera ok. 1,5 W i to nawet wtedy, gdy nie jest podłączone do niego żadne urządzenie zewnętrzne. To prawie tyle co uśpiony komputer stacjonarny. Widocznie stan Power OFF to tylko obniżony pobór mocy i wyłączone niektóre peryferia, pewnie w celu uzyskania szybkiego wybudzania. Jeżeli pobór mocy w stanie wyłączonym jest nieakceptowalny, możemy edytować konfigurację:
edytując wpis:
zmniejszając w trybie wyłączenia pobór mocy do kilkunastu mW. Szkoda, że tryb ten nie jest domyślnie załączony, bo pewnie za jakiś czas miliony wdrożonych RPi 5 będą pobierać megawaty w stanie wyłączonym, a użytkownicy nie będą tego świadomi, no bo kto zagląda bez powodu do dokumentacji?
Komunikacja
Dużą zmianą sprzętową oprócz nowego procesora jest zastosowanie własnego kontrolera IO typu RP1 w miejsce gotowych mostków PCIe/IO. Układ RP1 oprócz obsługi GPIO ze złącza HAT, obsługuje wszystkie szybkie interfejsy Pi 5: USB2.0/USB3.0, MIPI DSI/CSI, Gigabit Ethernet, współpracując z kontrolerem warstwy fizycznej BCM54213 oraz kartą SD. Szczegółowe rozwiązania zastosowane w RP1 nie są udostępnione, podobnie jak dokumentacja płytki, inna niż rysunki mechaniczne.
W porównaniu z Pi 4 zmianie uległo położenia złączy USB oraz Ethernet oraz, co nie jest dobrą wiadomością dla użytkowników zasilających RPi 5 przez PoE, zmieniono także położenie wejścia jego zasilania. Oczywiście powoduje to utratę zgodność dostępnych HAT i to w momencie, gdy nowa wersja nakładki PoE+ jest jeszcze niedostępna. Ciekawe, jaka wersja PoE będzie obsługiwana przez nową nakładkę, powinno to być PoE+ 802.3at dopuszczające pobór mocy do 25,5 W. Mając w pamięci problemy z pierwszą wersją PoE dla RPi 4, trzeba chyba będzie nieco wstrzymać się z zakupem.
W dalszym ciągu nie ma sposobu na wyprowadzenie przynajmniej jednego interfejsu USB na złącza, nawet lutowane opcjonalne tak jak VID, to naprawdę jest przydatne. Do pozytywnych zmian należy uzupełnienie płytki o złącze PCIe, niezbędne przy tworzeniu interfejsów np. dla dysków SSD, który jest także w opracowaniu. Niestety chyba w obawie przed konkurencją nie jest udostępniona rozpiska wyprowadzeń złącza, więc z zaprojektowaniem własnej nakładki jeszcze trzeba będzie poczekać. Swoją drogą, umieszczenie typowego złącza M.2 na spodzie płytki Pi 5 wydaje się wykonalne (przynajmniej konkurencja potrafi w zbliżonym formacie mechanicznym), a zdecydowanie podniosłoby funkcjonalność i elastyczność zastosowań RPi 5. A tak będziemy mieć kolejną nakładkę, kolejną taśmę połączeniową i kolejne wydatki do i tak nietaniego RPi 5.
W nowej wersji nie doczekaliśmy się wbudowanej pamięci eMMC, zastępującej niepraktyczne karty SD i ich zawodne gniazda. Pozostaje mieć nadzieję, że HAT M.2 bezproblemowo zastąpi kartę SD jako nośnik systemu operacyjnego i nie zszokuje ceną.
Dodatkiem często spotykanym w płytkach konkurencji jest UART, służący do debugowania i komunikacji SSH. Dodatkowy port umożliwia kontrolę stanu systemu natychmiast po jego starcie, co jest szczególnie ważne, gdy mamy jakieś problemy np. z ładowaniem sterowników. Użyto w nim tylko sygnałów RXD/TXD, co zupełnie w tym celu wystarcza. Sygnały wyprowadzone są na złącze UART (pasujący wtyk JST SHR-03V-S-B). Do komunikacji może zostać użyty interfejs szeregowy z Pi Debug-Probe. To bardzo wygodne rozwiązanie (nie licząc zastosowanego w nim przestarzałego już gniazda microUSB), szczególnie dla osób korzystających też z Pi Pico. Oczywiście można zastosować każdy konwerter USB/UART pracujący ze standardem napięciowym 3,3 V. Osobny UART uwalnia dwa wyprowadzenia GPIO do zastosowań w aplikacji użytkownika.
Oprogramowanie
Jak zwykle system operacyjny jest przygotowany w wersjach Lite, Desktop oraz Desktop z rekomendowanymi aplikacjami, po pobraniu obrazu i przygotowaniu karty SD działa bez problemu. Należy zauważyć, że nie będą działały karty przygotowane dla wcześniejszych wersji Pi, np. przełożone z RPi 4.
Podczas ładowania i pracy systemu widać zwiększoną wydajność RPi 5, wszystko działa szybciej i płynniej, chociaż otwierając kilka stron z bogatymi multimediami, system dostaje wyraźnej zadyszki i traci płynność, nie zapewniając takiego komfortu pracy jak PC. Do podstawowych zadań się nadaje bez najmniejszego problemu.
Podsumowanie
Podsumowując po tygodniu użytkowania, można stwierdzić, że RPi 5 nie wprowadziło aż tak rewolucyjnych zmian, żeby można go używać jako komputer(k)a stacjonarnego, godząc się z jego niższą wydajnością. W niektórych przypadkach dla mniej wymagających użytkowników może zastąpić marketowy komputer stacjonarny lub budżetowego laptopa, o ile nie przeszkadza nam brak Windowsa.
RPi 5 nie zaskakuje także nowoczesnymi interfejsami, nie znajdziemy przykładowo USBC ze wsparciem Display Port. Irytujące natomiast jest ciągłe zmienianie położenia kluczowych gniazd i problemy mechaniczne generowane przez własne akcesoria, których zgodność ogranicza się tylko do nazwy Raspberry Pi.
Dyskfalifikujący w niektórych aplikacjach, szczególnie wymagających podtrzymania akumulatorowego, jest ponowny wzrost zapotrzebowania na moc i nierozsądne jej domyślne zarządzanie. Większość dzisiejszych smartfonów oferuje znacznie większą wydajność przy zdecydowanie niższym poborze mocy, wydaje się, że platformy bazujące na smartofonowych procesorach lub ich mutacjach zaczynają powoli wygrywać walkę o klienta nie tylko wydajnością, bogactwem interfejsów, ale i dostępnością oraz ceną.
Przy progu cenowym w okolicach 80 $ konkurencyjne zaczynają być komputery miniPC, nie wspominając o używanych terminalach, w których oprócz kompletu interfejsów, dostajemy często dysk SSD niejednokrotnie z zainstalowanym systemem w niewielkiej zwartej obudowie.
Nadszarpniętego wizerunku dla rynku „Pro” nie poprawią także konieczność aktywnego chłodzenia i wysoka cena podstawowej wersji. Jedyne co pozostaje, to dalej dobre wsparcie społeczności. Pojawienie RPi 5 odnotowałem, ale moje podejście do niego jest raczej ambiwalentne podobnie jak inni użytkownicy wolałbym, aby Raspberry wróciło do korzeni, oferując doskonały stosunek wydajności do ceny przy zachowaniu gwarantowanej dostępności i przystępniejszej ceny.
Pozdrawiam w oczekiwaniu na swoją wersję RPi 5 8 GB, może będzie na Mikołaja, święta lub Nowy Rok.
Adam Tatuś, EP