Chodzi o to, czy to coś jest zbudowane z najmniejszych elementów tych układów, np. z tablic funkcji LUT, które razem tworzą konkretną funkcjonalność (pierwsze pojęcie), lub o to czy to coś to gotowy element układów, który od razu odznacza się konkretną funkcjonalnością i nie potrzeba go budować z ich najmniejszych elementów, np. odrębny od rdzenia FPGA moduł szyfrowania (drugie pojęcie).
Krótko mówiąc, FPGA jest jak piasek: z pojedynczego ziarenka nic nie zrobisz, ale z wielu już tak, np. zamek na plaży, chyba że się trafi na pokaźną bryłę piasku, którą już swoim kształtem przypomina ten zamek i potrzeba tylko niewielkiego rzeźbienia, by osiągnąć pożądany efekt. Taką „luźną” analogią posługują się właśnie Anglosasi, nie pierwszy raz upraszczający w ten sposób swoje myślenie oraz terminy techniczne – coś co na polskim gruncie jest do dziś niezrozumiałe, a nawet niedopuszczalne, a do tego jest przyczyną błędnych tłumaczeń językowych.